Poznaj świadectwa osób, które modlą się razem z nami o dar potomstwa.

Wszystkie świadectwa publikowane na stronie Modlitwa o potomstwo są osobistym doświadczeniem działania Boga w życiu małżeństw, które poleciły się modlitwie naszej wspólnocie.

#104 świadectwo

Do Matemblewa przyjeżdżamy od 38 lat odkąd zostaliśmy małżeństwem ponieważ mój mąż pochodzi z Gdańska. Wiedzieliśmy, że tu jest takie Sanktuarium. Mamy trzech wspaniałych Synów, każdego z Nich od momentu poczęcia polecaliśmy Matce Bożej Brzemiennej z Matemblewa. Kiedy nasi Synowie zakładali Rodziny i był problem z potomstwem postanowiliśmy kontynuować naszą modlitwę i przystąpiliśmy do Róży Różańcowej. Najpierw przyszedł szczęśliwie na świat nasz pierwszy Wnuk Szymon Piotr 27 października 2022 o czy już powiadamiałam, a 27 stycznia 2023 r. przyszedł na świat nasz drugi Wnuk Dominik. Postanowiliśmy, że dalej będziemy się modlić w Róży Różańcowej, ponieważ jest wiele małżeństw i Dziadków, które pragną mieć dzieci i Wnuki. Pozdrawiamy – Szczęść Boże!

#103 świadectwo

Witam, również i my chcielibyśmy podzielić się radosną nowiną! 14 października 2022 przyszedł na świat nasz wyczekiwany od ponad 5 lat synek! Lekarze nie dawali nam szans na naturalne poczęcie, gdyż pogłębiając diagnostykę okazało się, że oboje mieliśmy bardzo dużo problemów zdrowotnych. Jedyną szansą miało być dla nas in vitro, na które jednak nie było w nas zgody… ale jednak stał się cud i po wielu latach zaszłam w ciąże naturalnie! Mieszkamy we Włoszech, ale kilka razy udało nam się być osobiście na modlitwie w Matemblewie, uczestniczyliśmy w spotkaniach on-line i modlitwie róży różańcowej. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych… Nasza wiara nie zawsze była silna w ciągu tych długich i wyczerpujących starań, dlatego jesteśmy wdzięczni, że na spotkaniach modlitewnych 8 dnia miesiąca w Matemblewie znaleźliśmy ogrom wsparcia i słowa otuchy, gdy było najciężej… Wgłębi serca wierzyliśmy, że Pan Bóg ma dla nas jakiś plan i tak też się stało! Podczas starań siłę dodawało mi czytanie szczęśliwych historii starań, dlatego mam nadzieję, że i nasze świadectwo zapali światełko nadziei w czyimś sercu. Monika

#102 świadectwo

Do Róży dołączyłam na początku lipca 2021 roku. Z mężem od dłuższego czasu staraliśmy się o dzidziusia jednak z marnym skutkiem, przez 7 lat naszego związku jakoś nie było Nam dane. W trakcie trwania związku stopniowo zaczęliśmy się nawracać i tak Pan Bóg doprowadził Nas 8.05.2021 roku przed swój ołtarz (Najpiękniejszy dzień w moim życiu) Natchniona miłością i błogosławieństwem Bożym, jak już wspomniałam w lipcu 2021 przez przypadek weszłam na stronę Róży Rodziców starających się o potomstwo i postanowiłam się zapisać. Mąż codziennie odmawiał ze mną modlitwę i 10-tke różańca, stało się to naszą miłą codziennością. Modlitwa, Msze, pierwsze piątki, soboty miesiąca, zawierzenie się Matce Boskiej… oddaliśmy się miłości Naszego kochającego Boga. Nie musieliśmy długo czekać… Miesiąc później byłam już w ciąży. Pan Bóg wysłuchał naszych modlitw. 16.05.2022 roku urodził się mały Henryk. Nasze szczęście…. Róże odmawiam do dzisiaj za inne małżeństwa żeby tak jak my odnaleźli swoją drogę do Boga i w końcu mogli utulić swoje małe szczęście. Moje świadectwo przedstawiam na chwałę Pana Boga. Iga

#101 świadectwo

Historia tego świadectwa rozpoczęła 4 lata temu kiedy razem z mężem zapragnęliśmy mieć drugie dziecko. Zaraz potem byłam w ciąży, ale radość trwała krótko ponieważ na pierwszym, najważniejszym badaniu USG, w 3 miesiącu ciąży okazało się, że dziecko nie żyje. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, było to 3 dni przed Wigilią. Nie muszę opisywać jak smutne to były święta. Miałam ochotę schować się przed całym światem, ale musiałam być silna dla mojej córeczki, która miała wtedy 2 latka. Ciągle zadawałam Panu Bogu pytanie- dlaczego?. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to zaledwie „wierzchołek góry lodowej”. Często na Mszy Świętej nie byłam w stanie opanować łez, z trudem przychodziła modlitwa. Natknęłam się na nieznaną do tamtej pory nowennę pompejańską, dostałam od cioci pierwszy obrazek z instrukcją odmawiania i bez żadnego odkładania w czasie rozpoczęłam modlitwę. Intencja była oczywista, prosiłam o rodzeństwo dla mojej córeczki. Pamiętam, że po zakończeniu pierwszej nowenny rozpadł mi się cały różaniec o metalowym splocie. Zaraz później dostałam od siostry nowy, prosto z Pompejów (akurat była tam z rodziną). Dość już zniszczony jest ze mną do dzisiaj. Po zakończonej nowennie rozpoczynałam następną, a potem kolejną. Minął rok, nic się nie zmieniło, ale modliłam się dalej. Bardzo często czytałam świadectwa kobiet w podobnej sytuacji, dawały mi dużo nadziei. Wszystko to było połączone z wieloma wizytami u różnych lekarzy, którzy nie widzieli przyczyn medycznych takiego stanu, najczęściej tłumacząc, że jestem młoda i trzeba się starać. Miałam wtedy 29 lat. Przeglądając świadectwa i komentarze nowenny pompejańskiej natknęłam się na informacje o zawierzeniu Najświętszej Maryi Pannie. Pojechaliśmy z mężem na zawierzenie, gdzie wypisaliśmy na aktach zawierzenia całą naszą rodzinę, wszystkie nasze troski i zmartwienia. Nie ukrywam, że wiązałam z tym wydarzeniem duże nadzieje i myślałam, że zaraz wszystko się ułoży. Jednak Pan Bóg miał inne plany. Czas mijał i nic się nie zmieniało. Później wybuchła pandemia, czas oczekiwania i jeszcze bardziej wzmożonej modlitwy za ochronę rodziny. Kiedy tylko pojawiła się możliwość odbycia wizyt lekarskich udaliśmy się już do klinki leczenia niepłodności, gdzie odbyliśmy szereg bardzo kosztownych badań, które nie wskazały konkretnej przyczyny braku ciąży, a jedynie niewielkie odchylenia od norm, na co dostałam pewne grupy leków i suplementy. Po 2 latach okazało się, że jestem w ciąży, ale na bardzo wczesnym jej etapie znowu poroniłam, kolejny raz przed Bożym Narodzeniem… Modlitwa przychodziła z trudem, nie dokończyłam wtedy rozpoczętej nowenny, ale całą modlitwę odmówiła wtedy moja mama, widziałam jak się za mnie modli i nie traci nadziei. W tamtym czasie uczestniczyliśmy on-line w adoracjach dla małżeństw pragnących potomstwa w Matemblewie. Przyjęłam do siebie słowa kapłana ,,Jest pośród nas kobieta, która nie wypuszcza z rąk różańca, Pan Bóg chce żebyś wiedziała, że droga jest ta modlitwa w jego oczach”. Dołączyłam też do Róży Różancowej w Matemblewie. Ból po stratach był ogromny, ale Pan Bóg stawiał na mojej drodze osoby, które niosły pomoc duchową. Odnowiły się moje relacje z koleżanką ze szkoły, która zaczęła wysyłać mi każdego dnia wiadomości z ewangelią i jej rozważaniami. Niesamowite było to jak do mnie przemawiały, dawały wskazówki i siłę. Pojawiło się też wiele osób, które mogłam prosić o modlitwę. Po trzeciej stracie postanowiłam zasięgnąć porady u samej prowadzącej zawierzenia na Jasnej Górze Pani Mari. Liczyłam na to, że jej ponad dwudziestoletnie doświadczenie posługi Pani Jasnogórskiej wskaże przyczynę duchową tej beznadziejnej sytuacji. Zapytałam wtedy wprost czy na poronienia może mieć wpływ przekleństwo rzucone przez mojego wujka, który odszedł od Boga. Sytuacja nie dotyczyła mnie bezpośrednio, ale mojej rodziny. Myślałam, że tyle modlitw, zawierzeń, postów znosi działanie złorzeczenia. Pani Maria podała namiary do księdza, który nam pomógł. Nie zwlekając umówiłam nas na spotkanie. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Była to długa podróż- ok. 600 km od naszego miejsca zamieszkania. Dotarliśmy do małej parafii w Raszówce, gdzie przez ok. 3 godziny modliliśmy się z księdzem, który nam wszystko wyjaśnił, poprowadził. Powtarzaliśmy wszyscy na głos (nawet nasza wtedy już prawie 5 letnia córeczka) słowa uwolnienia, odmówiliśmy między sobą słowa błogosławieństwa nad naszym małżeństwem i nad naszym dzieckiem. Poznaliśmy moc błogosławieństwa, ale też zły wpływ złorzeczenia w codziennym życiu, nauczyliśmy się słów „nie przyjmuję tego” w przypadku kiedy ktoś nam źle życzy. Kolejnym krokiem były kosztowne konsultacje i badania immunologiczne poza miejscem naszego zamieszkania. Trwało to około pół roku. Modliłam się również o siłę abym umiała przyjąć wolę Bożą w naszym życiu, nawet jeśli będzie inna niż bym tego chciała. Wtedy jeszcze bardziej dziękowałam za naszą córeczkę z pierwszej, bezproblemowej ciąży. W pewną pierwszą środę miesiąca wybraliśmy się całą rodziną na mszę z modlitwą o uzdrowienie, gdzie w duchu usłyszałam bardzo wyraźne zapewnienie: „za rok o tej porze swoje dziecko będziesz tuliła w ramionach” Nadszedł czas kiedy zaszłam w upragnioną ciążę. Szczęście mieszało się ze strachem i trwogą. Znalazłam wspaniałego lekarza w swoim miejscu zamieszkania (był to już 11 lekarz w ciągu 4 lat), który zapewnił o bezpieczeństwie stosowania leczenia i poprowadził mój przypadek przy jednoczesnej konsultacji z Profesor z Warszawy. Przez całą ciąże przyjmowałam leki i zastrzyki z heparyną. Mój strach związany z ich przyjmowaniem oddawałam Maryi, a przed każdym ich zażyciem powtarzałam: „Panie Jezu proszę pobłogosław”. To był jednocześnie wspaniały i trudny czas. Zaraz na początku ciąży mąż poważnie zachorował na COVID, był w szpitalu. Nie wypuszczałam z rąk różańca, wszystkie niepokoje, trwogi oddawałam Jezusowi i Maryi. Starałam się jak najczęściej, nawet w tygodniu przyjmować komunię świętą i w modlitwie przekazywałam ją dzieciątku pod sercem. Termin porodu był wyznaczony na początek maja, córeczka urodziła się nieco wcześniej przez konieczność wykonania cesarskiego ciecia, ale było to rok po mszy, gdzie usłyszałam zapewnienie, że będę swoje dzieciątko tuliła w ramionach. Tak się stało, ze łzami szczęścia i wdzięczności tuliłam maleńką Anię. Ostatnie 4 lata były dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem, ale nauczyły dużo pokory, dały wiele pokoju, pozwoliły inaczej patrzeć na życie, innych ludzi. Pokazały jak doceniać małe rzeczy i za nie dziękować. Był to czas, w którym odbyłam spowiedź generalną z całego życia. Nauczyliśmy się razem modlić, błogosławić sobie nawzajem. Obiecałam Matce Najświętszej, że jeśli zostanę po raz drugi mamą, odmówię nowennę pompejańską za małżeństwa borykające się z problemem niepłodności. Tym świadectwem pragnę Panu Bogu i Najświętszej Matce dziękować! Iwona

Chcesz podzielić się własnym doświadczeniem spotkania z Bogiem ?
Dodaj swoje świadectwo.